czwartek, 18 czerwca 2020

Amsterdam

Chodzę uliczkami jak z bajki.
Mijam zwiedzone muzea, fasady
przechodzę przez zdobione bramy.

Wszystko tu dla mnie jest takie obce.
Moje myśli w tym mieście są modne.
Wolność mym domem,
Wolność serca falochronem.

Myślę o dziewczynie z obrazu.
Jej suknia uszyta z aksamitnego materiału.
Jej twarzy smutna, choć piękna.
Dumna ona, tak jak ja zawzięta.

Mijam turystów z całego świata.
Czy oni też szukali tego obrazu?
Czy przestrzegają nakazów?

Dzień zamieniasz mi na noc
i staję się ciemność.

I odtąd wszystko przestaje być ważne.
Jakby nie miało już nigdy być jutra.
Jakby czas nie był wartością nadrzędną.

Te dni są chwilą, którą mogę złapać.
Sądziłam, że jej długość nie ma wymiarów.
Kształt ich bowiem i rozmiar zmienia się pod wpływem uczuć ludzi w nich uczestniczących.

Na centraal station młodzi ludzie kradną swoje uczucia.
Gapię się na nich bezwładnie.
Nie czekając metra ani jutra.

Ta młodości.
Ta miłość.
To radość jutra.

Widzę twarze w odbiciu wody.
Uśmiech próbuje odnaleźć jednej osoby.
Znów spędzę te noc samotnie.
Jest piękna i zimna,
Przechylam kolejną lampkę białego wina.

To miasto nie ma końca.
Ulicę, kanały
Kamieniczki,
Bary.

W blasku wody
odbicia czerwonych latarni,
katedr,
I ja.
Niczyja.
Po raz kolejny czuję
jaka naprawdę jestem,

samotna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz