czwartek, 22 września 2011

Popielnica

Odpaliłeś cygaro i tak mnie pali
nie dogasło w popielnicy
a oddech stał się przez nie płytki
Wiem, że powinnam już wyjść
ale jestem wciąż w tym samym miejscu,
widzę, w czym tkwi błąd.
Bo przecież powinnam to znienawidzić,
powinnam odpuścić, powinnam to rzucić.
Każdy o coś walczy,
każdy o coś prosi, źle mi z tym
a życia wciąż mało.
Pozwól, że zgaszę je i już nigdy nie zapalę.
Pozwól mi odejść,
nadgarstki wypełnione popiołem,
Twoje naznaczone.
I nie chcę już widzieć słońca,
bo pali jak cygaro w dłoniach

piątek, 16 września 2011

Twoje dzieła

Twoje dzieła są pełne aluzji powiem więcej
są pełne niewyjaśnionej zaskakujących dla mnie iluzji,
które tak wszystko scalają,
pełne są pytań i sprzeczność
wiesz dobrze, że Bóg nie gra w kości
bo przecież nie jest matematykiem
jest za to świetnym taktykiem,
On być może, również jest poetą
ja jestem kobietą, która na Twoje wiersze czeka.
W tych dopiero co przeczytanych
pełno jest alternatyw, kalamburów i miłości
znów brak mi pewności
co do Twoich teorii radzenia sobie z systemem,
z rzeczywistością i z życia biegiem.
Nie umiesz na wszystkie pytania odpowiedzieć,
nie jesteś tego pewien.
Dziękuję jednak za poświęcenie
choćby na krótko, choćbyś zatrzymał to jutro.
Bo jeśli to co robimy nie jest niczym wielkim,
co możemy zrobić by mogło stać się lepszym?
Znów nie potrafię odpowiedzieć, ale dam wszystko z siebie
będę uważniej słuchać Ciebie.
Nawet przy ograniczonej liczbie pytań, o to samo spytam.
Jak mogłabym sprawić, byś nie szukał już nikogo więcej
byś nie tkwił w tym błędzie, nie wspominał cierpień
abyś cenił to, co pozwala Ci tak wysoko lecieć.

wtorek, 6 września 2011

Minione lato


Ranne dni są przepełnione wiatrem,
spoglądam w dal, na płynące żagle.
Bo wszystko dziś, jest  takie ulotne
moje dni, Twoje słowa toną tutaj bezpowrotnie.
A ja mijam Cię gdzieś obok,
będąc tuż o krok.
Sama na plaży z kapeluszem i książką w dłoniach.
Wśród gapiów, młodzieży z potem na skroniach,
przyglądam się morzu, jest w nim coś niezwykłego
to niebo, odbija się w nim i bieży...
Zawsze miałam słabość do niego
a szczególnie do tego mojego, jedynego.
Ktoś kiedyś powiedział mi o nim:


"Niebo tutaj, jest bezchmurne
  rzadko kiedy pojawiają się obłoki.
  Słońce "widać" jak na dłoni.
  Niby niebo wszędzie niebieskie, takie samo
  a jednak mnie zachwyca, lubię się 
  w nie patrzeć jak w ogień. hipnotyzuje."


Pobiegłam więc na wzgórze pod niebo.
Otworzyło się mi nad głową, ujrzałam w nim jego.
Nigdzie już nie polecę, to pewne
krainy wschodnich lotów są dla mnie odległe.
Chcę pewnej przyszłości, 
chcę dzielić z Tobą duże i te małe radości.
Moje połamane skrzydła przetrwały to lato
choć nie powiedziałam Ci wszystkiego, co było powiedzieć warto.
A dziś czekam cierpliwie na wiosnę,
znów mój dom na chwilę zaleje słońce radosne.
I pobiegnę kiedyś znowu na to samo wzgórze 
będę się cieszyć jasnym niebem i tym promieniem.
Odchylę szyję, a Ty złapiesz moje dłonie
a słońce będzie muskać grzbiety fal, 
minie też żal. 
A ja powiem:


"Niebo mnie chroni, sprawia, że się uśmiecham.
Macham rękami w powietrzu jak skrzydłami i krzyczę. 
Unoszę się dzięki niemu o kilka centymetrów nad ziemią.
Mogę na nie patrzeć ile tylko zdołam i wtedy marze...
...o Nim, o życiu, o Tobie o wszystkim i niczym."


A  Ty, kiedyś zapytasz mnie, czemu z taka tęsknotą patrze na niebo?
Odpowiem  jednym zdaniem:
Bo mnie hipnotyzuje...

sobota, 3 września 2011

Złodziej życia

Zaprzedałam duszę
a teraz wciąż go widzę
powietrzem się dławię
i tym czekaniem duszę.
W głowie myśli palą serce
jestem u kresu Twoich cierpień.
Mam potrzebę wyrwać te dźwięki,
gdzieś na dłoni zapisane wersy
wierzę w dźwięków błędy.
Choć nie były zapowiedziane,
pokochałam je,
poddałam się,
poznałam Cię.
Ktoś zapyta,
jakiś sposób musi istnieć na te myśli.
Ja odpowiem.
Wyrwij serce
nie chcę cierpieć,
wyrzuć wersy,
zagłusz dźwięki,
oddal lęki.
Podaj werdykt.
Co mam jeszcze zaprzedać
by poznać życia wdzięki, w jego pełni?
Oddałam Ci duszę.
Oddałam, dziś nic już nie muszę...
Ukradkiem ukradłeś mnie,
pewnego dnia z pewnej dzielnicy.
Szłam szybki krokiem, środkiem ulicy.
Ukradłeś wszystkie węzły
oddałeś swoje nerwy.
Nie chciałam aby ten
dzień dobiegł końca
miałeś być jak mój
prawdziwy obrońca.
Okazało się, że jesteś
moich snów i uczuć złodziejem
czego ja znów nie wiem?
Pewnie się nie dowiem nigdy
czemu byłeś, a nie byłeś mój, przenigdy.