barwy mojego słońca są niewystarczalne,
by poczuć, że moje życie ma sens.
Nie grzeje, a chłodzi,
nie kocha, nic go nie obchodzi.
Niebo jest koloru purpury,
co straszy i wrzeszczy do ucha.
Dzień jaskrawy jak cień,
drażni mnie i złości,
nie dba o mnie kradnie drobne radości.
Noc przepełniona zapomnianym snem,
który przypomina o latach młodości.
Szeptem mówię do siebie:
Kto się przejmuję jak spadam?
kto się przejmuję kiedy upadam?
Bo nie rozumiem już ludzi,
nie umiem rozszyfrować ich kamiennych buzi.
Bez Ciebie nie potrafię już marzyć,
nie potrafię złożyć kilku sensownych zdań
w całość, która mogłaby mnie określić i ocalić.
Wciąż ze sobą w przerażającej nicości,
która mnie rani i martwi stale.
Noc czy dzień brakuje mi bliskości.
brak troski i czułości.
Jedno jest pewne że czas mi nie pomaga,
snuje się w niepewności, ludzkiej obojętności.
Szept mnie przeraża,
szept mnie upokarza.
Sam na sam, sama ja.
W szeptach ty w szeptach łzy.
Wciąż słaba i bezbarwna mowa,
ta sam głowa i te same pamiętne słowa.
Choć byłam pewna, że znikły,
że odeszły, opuściły mnie na niby
perfidne i sprytne,
oporne, moje myśli naiwne.
Nie chcę widzieć już takiego nieba,
moje barwy nikną, biel przykrywa wszystko.
Uwolnij mnie od wołań,
uwolnij bo konam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz