płyną strumieniem i nikną
w swetrze zielonym.
I znów pada deszcz.
Za oknami dudni w dachy domów
niczego nieświadomych mieszkańców.
Spoglądam przez szybę i widzę
jak wszystko się zmienia
to sprawia, że czegoś mi brak.
Więc błagam i proszę
o nowe kalosze
i jeszcze o niego proszę.
Czemu mam to przekonanie
że, to zbędne błaganie?
Bo to bezdźwięczne wołanie.
Zasnę i obudzę się z myślą
że, tak trzeba
że, mi jego nie brak
Już nie pada
już się jakoś życie układa
Ślepy los mi pomaga.
Wyznacza cele, choć mam ich już tak wiele.
Nie poddam się, nie zmienię
odkocham cię, odmienię.
I pada i leje
i smutek maleje
wstaje, bo dzień już widnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz