Wracam do starego domu
na kanapie leżą pożółkłe fotografie
na ścianach wiszą obrazy w ramach,
na parkiecie stoły nakryte w zastawach.
Przyglądam się wszystkiemu z boku
nikt nie potrafi dotrzymać mi kroku.
Idę jak w ogień
śledzę wyłaniający się płomień.
Czuję, że znowu się sparzę
coś jednak iść dalej każe.
Ten strach
ten lęk
ten piach
ten śmiech.
Wracam do lat dziecięcych
mama przytula mnie do siebie i mówi:
jesteś moim szczęściem moim życiem.
Na twarzy maluje mi słońce
i prosi bym nie płakała bo to nie modne.
Wierze w jej słowa
wierzę, że tak żyć można.
Idę przez świat
mam znów dwadzieścia lat
i mgliście
i szaro
i smutno
i blado.
Wracam do wspomnień tych dalekich i tych z wczoraj
mam takie wrażenie, że powtarzam je w głowie,
znam je na pamięć i mogę wyrecytować każdą z liczb,
tą w której byłam słaba i tą lepszą wersję mnie.
Co rusz buduję nową siebie,
dziś napisałam kolejny rozdział życia.
Zaplanowałam pierwszy rok
bym mogła dotrzymać tak szybki krok.
i biegnę
i gonię
i szukam jego
i znów się boję.
Wracam do rzeczywistości tego miasta
właściwie coś się zmieniło pomimo ulewnych w nim deszczy
jednego dnia odnalazłam radość w uśmiechu pewnego motyla
znalazłam go na samym dnie jego pięknej opowieści
był tam ukryty, schowany za konarami drzew i okiennic.
Przez tak długi czas nie mogłam go usłyszeć
ten głos wyrwał mnie z najczarniejszych dni, z głębi
ten ton
ten dźwięk
ten on
ten zew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz