Patrzy na mnie z tej wielkiej złotej ramy.
Ma smutne oczy.
A ja, jak zaczarowana się w nie wpatruje.
Karmazyn, żółć, orcha
...i ten błękit pruski.
Jak Twoje niebo i oczy.
Niby od niechcenia
ale łączą się ze sobą idealnie.
Rozpoznaje każdy obraz,
każde pociągnięcie pędzlem.
Każdy Twój wers ma dla mnie znaczenie.
Twoje słowa docierają do mnie z opóźnieniem
ale wiem, że cedzisz je z dokładnością.
Opowiadasz mi o swojej miłości.
Jest tak ogromna, że aż płacze.
Próbuje powstrzymać łzy i już wiem,
że jeśli dobije do brzegu z innym Nim
to może odnajdę szczęście
i radość.
A może radość jest już we mnie?
Mam wszystkie farby do namalowania siebie.
Muszę tylko zacząć tworzyć to dzieło.
Barwa po barwie,
po czerni żółcienie.
Teraz inna ja, patrzę na Ciebie.
I znów kocham,
każdego dnia.
A Ty, musisz dokonać wyboru.
A ja, muszę rozwiać wspomnienia.
Nareszcie pojawiła się iskierka optymizmu. (jw)
OdpowiedzUsuń