czwartek, 7 listopada 2024

Vincent

Patrzy na mnie z tej wielkiej złotej ramy.

Ma smutne oczy.

A ja, jak zaczarowana się w nie wpatruje.

Karmazyn, żółć, orcha

...i ten błękit pruski.

Jak Twoje niebo i oczy.

Niby od niechcenia

ale łączą się ze sobą idealnie.

Rozpoznaje każdy obraz,

każde pociągnięcie pędzlem.

Każdy Twój wers ma dla mnie znaczenie.

Twoje słowa docierają do mnie z opóźnieniem

ale wiem, że cedzisz je z dokładnością. 

Opowiadasz mi o swojej miłości. 

Jest tak ogromna, że aż płacze. 

Próbuje powstrzymać łzy i już wiem,

że jeśli dobije do brzegu z innym Nim

to może odnajdę szczęście

i radość. 

A może radość jest już we mnie?

Mam wszystkie farby do namalowania siebie.

Muszę tylko zacząć tworzyć to dzieło.

Barwa po barwie,

po czerni żółcienie. 

Teraz inna ja, patrzę na Ciebie. 

I znów kocham,

każdego dnia.

A Ty, musisz dokonać wyboru. 

A ja, muszę rozwiać wspomnienia.